View on GitHub

Hun Edekan

Download this project as a .zip file Download this project as a tar.gz file

Miecz z bursztynami

memo

Jedyny w Polsce pochówek wojownika „huńskiego” wraz z uzbrojeniem odkryła w lipcu 2010 roku ekipa archeologów z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku pracująca na terenie Juszkowa. Odkrycie to jest o tyle zaskakujące, że datowany prawdopodobnie na V wiek n.e. grób, leży daleko od terenów migracji tego tajemniczego ludu. Dodatkową niespodzianką jest bezcenny miecz…

Edekan;

Edekan, jechał na czele swojego stuosobowego oddziału. Patrzył na zbliżające się zabudowania faktorii rzymskiej z niejakim politowaniem. Wiedział, że jest bacznie obserwowany. To, że nigdzie nie widać było ludzi, nie dziwiło go wcale, a przecież był to obszar gęsto zaludniony.
Wokół rzymskich placówek, zawsze pełno było wiosek, osad i siedlisk. Tu, w tak ważnym punkcie Szlaku Bursztynowego, było ich szczególnie dużo.
„Nazywają nas Hunami… barbarzyńcami – pomyślał – a niech nas zwą jak chcą, byle się nas bali.” Czuł się nieco niespokojnie – mijane drzewa, rozłożyste i wysokie, kępy gęstych krzaków, jedna droga i pełno gęstych ścieżek ograniczały mocno manewry jego jeździe i były idealnym miejscem na zasadzkę.
Edekan przyzwyczajony był do większych przestrzeni, chociaż nie pamiętał czasów, gdy jego przodkowie przemierzali niezmierzone stepy. W gęsto zalesionym terenie czuł się nieco klaustrofobicznie. Odkąd kilka lat temu pierwszy raz zobaczył morze, właśnie tak wyobrażał sobie step. Edekan nie bał się. On nigdy się nie bał. Wysoki, o lekko skośnych oczach, młody mężczyzna zasłużył się już w niejednej bitwie. Był wodzem, bezwzględnym dla wrogów i surowym dla swoich. Jego pokryte bliznami ciało przykrywał przetykany złotem kubrak i skórzana zbroja. Na plecach nosił łuk, a przy boku długi miecz w bogato zdobionej pochwie. Jego koń niósł ze sobą wszystko, czego potrzebował. Na jego grzbiecie czuł się pewnie. Gdy musiał iść pieszo, szło mu to niezgrabnie. Czuł, jakby nogi odmawiały mu posłuszeństwa, lekko kuśtykał. Za to w siodle nie miał sobie równych.
Mieszkańcy okolicznych wiosek znali Hunów od lat. Przywitanie mieli gorące, ale krótkie. O mało nie przypłacił go życiem. Trzy lata temu, jego brat Elanu, ściągnął mu jedną strzałą z pleców wenedzkiego wojownika, gdy ten już zamachnął się, by roztrzaskać mu głowę toporem. To też była zasadzka. Dziwne, ale zawsze gdy tędy przejeżdżał, rana w barku przypominała o sobie.
Oczywiście Wenedów już dawno tutaj nie ma, osobiście się o to postarał. Po spalonych osadach, już nie ma nawet śladów. Odkąd Ojczulek – Attyla, mianował go posłańcem do nadmorskiej faktorii, czuł się gospodarzem tych ziem. Jedynie Rzymianie zamknięci w swojej dziupli mogliby mu zagrozić, ale dopóki płacą daniny… Patrząc na zbliżające się zabudowania odszukał ręką miecz. Wyśmienita stal, wyprodukowana według starożytnej receptury z wielu skuwanych warstw, nie lękała się żadnej zbroi, ani rzymskiej, ani germańskiej. Bursztynowe ozdoby zawsze wzbudzały sensację, gdy wracał do domu. Po każdej wyprawie na te tereny miał ich zresztą więcej. Lubił złoto, ale jantar miał dla niego szczególną wartość.
Wtem nad jego głową rozległ się gwizd, a po chwali drugi - gdzieś dalej. Nie minęła chwila, a z gałęzi skoczył na niego rosły mężczyzna i rozpętało się piekło.
Chwila roztargnienia i Edekan znalazł się na ziemi. Pięścią roztrzaskał nos napastnikowi, co pozwoliło mu na powstanie i wyciągnięcie miecza. Atakujący nie miał szans. Kontem oka Edekan zobaczył jak jego wojownicy walczą z chmarą Gotów. „Taak, można się tego było spodziewać, zbyt rzadko tu zaglądam, żeby się nas bali”. Nie miał jednak czasu na przemyślenia, bo jak spod ziemi wyrosło wokół niego pięciu mężczyzn. Świsnęły topory. Jego wysadzany bursztynami miecz znikał w ciałach ofiar i pojawiał się błyskawicznie znowu, jakby mógł być w kilku miejscach naraz.
Nie minęło pięć minut, gdy trzech Gotów wiło się w konwulsjach na piasku. Edekan spojrzał, jak jego przerażony wierzchowiec pędzi drogą prosto do faktorii. Wiedział, że stamtąd na pomoc nie ma co liczyć. „Ach Ci Rzymianie! Zdrajcy, pewnie doskonale wiedzieli o zasadzce! – wściekłe myśli przemykały z prędkością błyskawicy – Niech no tylko zrobimy tu porządek… Ach gdzie mój koń!?... gdzie mó….yyjj…” Edekan nie poczuł już nawet, jak upadał na ziemię. Zniszczony wieloletnią jazdą i walką kręgosłup sprawił, że ten jeden raz obrócił się o ułamek sekundy za wolno. W jego lekko odwróconą głowę uderzył gocki miecz. Gorąca krew wsiąkała w piasek drogi tuż obok krwi jego ofiar. Elanu tym razem nie mógł pomóc bratu, sam ranny ledwo odpierał ataki wściekłej hordy. Nikt nie miał wątpliwości, że przeżyją jedynie zwycięzcy. Elanu dał znak do odwrotu. Z resztą oddziału wysiekał sobie drogę na południe. Gdy nad ich głowami śmigały ostatnie strzały, pomyślał: „Żegnaj Bracie... wrócę tu i cię pomszczę!”

memo

Wykopalisko ratownicze

Każdy kto planuje budowę domu dostaje gęsiej skórki na samo słowo "archeolog", albo "konserwator zabytków". Nie daj Boże, żeby nasza działka znalazła się w tak zwanej strefie ochrony konserwatorskiej lub archeologicznej. Oznacza to przede wszystkim koszty, koszty i jeszcze raz … masę biegania i papierkowej roboty. Tak też było tym razem. Tam, gdzie wkrótce zaczną rosnąć nowe domy, gdzie wydzielone już były działki budowlane, ich właściciel zanim otrzymał pozwolenie na budowę, musiał umożliwić przeprowadzenie na swój koszt badań archeologicznych. Swoją ekipę do Juszkowa wysłało Muzeum Archeologiczne w Gdańsku. Odpowiedzialnym za jej pracę został inspektor ds. ochrony archeologicznej w Gdańsku - mgr Krzysztof Dyrda. Wśród zespołu (oprócz operatora koparki i kilku miejscowych osób do pomocy przy pracach ziemnych) znaleźli się mgr Magdalena Kulesz – Hołysz i mgr Marcin Jagusiak. Mimo, że wszyscy są jeszcze młodymi ludźmi, podobne badania przeprowadzali już nieraz i była to dla nich rutynowa praca. Pogoda nie pomagała zbytnio zalewając pracującą ekipę żarem z letniego nieba.

memo

–Uff – za chwilę będziemy mieli omamy – powiedziała Magda.
–Palenisko… dół posłupowy… – pisał Marcin. – Magda weź nanieś to na mapę.
–Kurcze, tyle tego to już dawno nie widziałam – powiedziała pani archeolog oglądając kolejny kawałek ceramiki.
–Jak tak dalej pójdzie, spędzimy tu całe wakacje – uff… przerwa.
Dzień mijał za dniem, koparka kopała, notatki i mapki powoli zaczynały odzwierciedlać rozciągnięte na siedem arów wykopalisko. Przy którejś przerwie na kawę Krzysiek oznajmił:
–Mamy chyba grób… ok, zostawimy go na koniec.
Deszcz ten koniec odwlekł prawie o tydzień. Lipiec miał się ku końcowi, gdy ekipa archeologów po raz ostatni przyjechała do Juszkowa.
–Nie wierzę własnym oczom – powiedziała Magda.
–Co on ma??? To chyba miecz… - Krzysiek powoli odgarnął ziemię. – Panie, Panowie… chyba mamy sensację!
–Chyba jakiś azjata? Jak myślisz, który to wiek? – zapytał Marcin. – Stawiam na wczesne średniowiecze.
–Przywalili go kamieniem, żeby nie wstał. Chyba musieli się go bać, bo grób tak blisko domów? To się raczej nie zdarza – stwierdziła Magda.
–Pewnie chcieli go mieć na oku…

Trochę faktów

Odkrycie w Juszkowie zostało dokonane przez pracowników Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. Trwają prace nad zabezpieczeniem znaleziska i jego renowacją. Mgr Krzysztof Dyrda pierwsze opracowanie naukowe przedstawi pod koniec listopada. Odkrycie już odbiło się szerokim echem w środowisku naukowym. Na prośbę naukowców nie podajemy dokładnej lokalizacji znaleziska, aby uniknąć rozkopywania stanowisk archeologicznych przez „poszukiwaczy skarbów”. Przedstawione opowiadanie oparte jest na wstępnych wynikach oględzin znaleziska, ale jest jedynie swobodną ich interpretacją.

/WoRK/Wojciech Roman Krasucki

Więcej informacji poniżej

Powrót do strony glownej